Stowarzyszenie Milan Club Polonia - jedyny oficjalny fanklub Milanu w Polsce - największy Milan Club w Europie!

Witamy w Milan Club Polonia


MCP - daty i liczby:
Spotkanie założycielskie: 28.12.2001
Rejestracja Stowarzyszenia: 29.10.2004
Oficjalny fanklub AC Milan od: 26.06.2005
Liczba członków w sezonie 23/24: 1097
MCP to największy fanklub Milanu w Europie!

Liczba wyjazdów na mecze Milanu: 84
Liczba zorganizowanych spotkań Milanistów: 38
Kontakt: kontakt@milanclubpolonia.pl
Kanał IRC: #MCP

Przydatne linki:

- PIŁKARZ ROKU
- TERMINARZ MILANU NA SEZON 2023/24
- Panel członka MCP
- Regulamin kwalifikacji na wyjazdy
- Wyjazdy prywatne - Regulamin dystrybucji karnetów
- Zasady rezygnacji i zwrotów z imprez MCP
- Informacje nt. Cuore Rossonero
- MCP na Facebook
- MCP na YouTube

 Wyjazdy MCP

Wręczenie nagrody Piłkarza Roku 2015

„Mówią po włosku? – zapytał wyraźnie zaciekawiony. Otrzymawszy odpowiedź twierdzącą uśmiechnął się i stwierdził krótko:„Benissimo”, po czym przywitał naszą trójkę uściskiem dłoni. Sprawiał wrażenie wyluzowanego i zadowolonego. „W imieniu Milan Club Polonia mam przyjemność wręczyć tę oto nagrodę dla najlepszego zdaniem polskich fanów piłkarza Milanu w roku 2015” – powiedziałem oficjalnym tonem, a Kamil przekazał Giacomo Bonaventurze pamiątkową statuetkę. Jack podziękował z uśmiechem, a ja dodałem: „Jesteśmy najliczniejszym zagranicznym fanklubem Milanu w Europie, a ty wygrałeś w cuglach, będąc numerem jeden dla ponad 80% głosujących”. Zaśmiał się w głos, wyraźnie usatysfakcjonowany zdecydowanym zwycięstwem. Dla niego była to tylko rozgrzewka przed mającą odbyć się nazajutrz galą San Siro Gentleman, na której drugi rok z rzędu odbierał główną nagrodę. Dla nas było to piękne zwieńczenie kolejnej edycji plebiscytu, który zapoczątkowaliśmy 13 lat wcześniej w formie najzwyklejszych sond umieszczonych na amatorskiej stronie internetowej.

Już kilka lat temu rozmawialiśmy z Romkiem – prezesem Milan Club Polonia – na temat tego, by przekształcić organizowane przez ACMilan.PL wybory Piłkarza Roku w oficjalny plebiscyt pod patronatem MCP. Temat powracał jak bumerang, by z różnych powodów lądować na dnie szuflady i czekać na przysłowiowy odpowiedni moment. Tym razem było jednak inaczej. Ustaliliśmy szczegóły, zaprosiliśmy do współpracy portal acmilan24.com i machina ruszyła. Romek skontaktował się z AIMC, by dowiedzieć się, czy spotkanie ze zwycięzcą i wręczenie mu nagrody w ogóle wchodzi w grę. Włosi byli zachwyceni pomysłem, ale jednocześnie zaznaczali, że choć szanse są spore, to jednak nie mogą niczego obiecać.

Minęło kilka dobrych tygodni, zanim AIMC potwierdziło nam oficjalnie, że klub wyraził wstępną zgodę na spotkanie ze zwycięzcą przy okazji jednego z meczów na San Siro. Wstępną, bo laureat miał pełne prawo odmówić przyjęcia nagrody. Musieliśmy więc poczekać na rozstrzygnięcie plebiscytu, a następnie wystosować oficjalne pismo do Giacomo Bonaventury z informacją, że wygrał i że chcielibyśmy wręczyć mu pamiątkową statuetkę. Jack nie trzymał nas w niepewności i odpowiedź twierdzącą otrzymaliśmy praktycznie natychmiast. Pozostało już tylko ustalić termin spotkania. Początkowo liczyliśmy na wręczenie nagrody przy okazji styczniowych derbów, ale dość szybko przekonaliśmy się, że nie doceniliśmy włoskiej biurokracji. Ostatecznie zaproponowano nam drugą połowę kwietnia lub początek maja. Po prawie trzech miesiącach starań dostaliśmy od AIMC oficjalne zaproszenie na mecz z Frosinone , po którym mieliśmy spotkać się z Bonaventurą. Pierwszy krąg trybuny czerwonej, a potem pokój numer 124. Czego chcieć więcej?

Mediolan przywitał nas mżawką. Z Markiem i Kamilem spotkaliśmy się w niedzielne wczesne popołudnie na Stazione Centrale, gdzie aż roiło się od nachalnych jegomości sprzedających wątpliwej jakości parasole. Do meczu było niewiele ponad dwie godziny, więc udaliśmy się wprost do metra. Plan był prosty: meldujemy się w hotelu, zostawiamy walizki i lecimy na San Siro. Sporym ułatwieniem okazała się otwarta w zeszłym roku fioletowa linia metra, dzięki której nie trzeba już maszerować ze stacji Lotto, tylko wysiada się praktycznie pod samym stadionem.

Na miejscu nie traciliśmy czasu i od razu udaliśmy się do budki AIMC, gdzie jak zwykle urzędowała Nuccia ze swoją świtą. Szybko przekonałem się, jak silną pozycję osiągnęło MCP od czasu, gdy siedem lat temu odbierałem w tej samej budce pierwszą transzę kart Cuore Rossonero. Wtedy potraktowano mnie jak zwykłego petenta, a może bardziej jak natrętną muchę. Tym razem było zgoła inaczej. Gdy Nuccia dowiedziała się, że jesteśmy z MCP, nie tylko błyskawicznie spławiła swojego rozmówcę, lecz również stanowczo uciszyła swoją koleżankę i chłopaka, który akurat odbierał od niej bilety. „Cisza! Teraz rozmawiam z Polonią!” – huknęła nagle, po czym radośnie oznajmiła, że już nie może się doczekać wizyty na czerwcowym turnieju fanklubów w Polsce. Po krótkiej pogawędce wręczyła nam nasze wejściówki i dwa razy upewniła się, czy na pewno wiemy, gdzie mamy pójść po zakończeniu meczu.

Po szybkich zakupach na jednym z okolicznych straganów udaliśmy się w stronę wejścia na stadion. Przeszliśmy przez bramki obrotowe, a następnie stawiliśmy czoła ochroniarzom sprawdzającym zawartość plecaków. Kontrola nie należała do przesadnie szczegółowych, choć panowie zainteresowali się torbą, w której mieliśmy nagrodę dla Bonaventury. Po krótkich wyjaśnieniach pozwolono nam przejść dalej. Poszliśmy prosto do San Siro Store, gdzie nabyliśmy kilka produktów z myślą o podsunięciu ich Jackowi do podpisania. Zahaczyliśmy jeszcze o punkt gastronomiczny, w którym przekonaliśmy się, że nawet tak pozornie błaha czynność jak zamówienie kawy może być frustrującym i czasochłonnym doświadczeniem. Potem zlokalizowaliśmy wejście na nasz sektor i ruszyliśmy w górę klatki schodowej, mijając po drodze wiszące na ścianach zdjęcia bohaterów krótkiego cyklu Maxa Allegriego. Po krótkiej wspinaczce znaleźliśmy się na trybunach. Siedzieliśmy w sektorze K02, czyli na zakręcie łączącym trybunę czerwoną z Curva Nord.

Na swoich miejscach pojawiliśmy się w samą porę, bo gdy tylko usiedliśmy, spiker zaczął prezentację składów. Po chwili przy akompaniamencie hymnu Milanu na boisko wyszli piłkarze obu drużyn oraz sędziowie, a następnie odegrano hymn Serie A i zabrzmiał pierwszy gwizdek. Mecz od początku układał się nie po myśli czerwono-czarnych. Już w 2’ Paganini otworzył wynik dziwnym strzałem zza „szesnastki”, którym całkowicie zaskoczył Donnarummę. Potem emocje przeniosły się pod bramkę gości, którą mieliśmy praktycznie na wyciągnięcie ręki. Nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy, że w tej siatce piłka ugrzęźnie tylko raz i że nie będzie to gol dla Milanu. Rossoneri zmarnowali kilka dogodnych okazji, a nam najwięcej uciechy przyniosły zmagania Balotellego z narożnikową chorągiewką przy wykonywaniu rzutu rożnego. W 44’ kiepskie już nastroje pogorszył Kragl, który podwyższył z rzutu wolnego, wykorzystując fakt, że Gigio ustawił w murze tylko jednego ze swoich kolegów. Na przerwę piłkarze schodzili przy przeraźliwych gwizdach, a my zastanawialiśmy się czy Curva Sud Milano przeprowadzi zapowiadany przez dziennikarzy protest. Widzieliśmy jakieś podejrzane manewry na przeciwległym łuku, ale ostatecznie żadne transparenty się nie pojawiły.

W przerwie Marek wypatrzył na trybunach Franco Baresiego, ale stewardzi byli tego dnia bardziej wyczuleni niż zwykle i nie pozwolili na przechodzenie między sektorami. Potem udało nam się również namierzyć Gallianiego: siedział z nietęgą miną, a wokół niego dostrzec można było kilku ochroniarzy. W końcu na boisko wrócili piłkarze i zaczęła się druga połowa. Już po trzech minutach rossoneri wywalczyli rzut karny, jednak Balotelli przegrał pojedynek z jedenastu metrów z Bardim. Gdy po chwili kontaktowego gola strzelił Bacca, byliśmy święcie przekonani, że w krótkim czasie wynik zostanie odwrócony. Nasze nadzieje szybko zgasił Diosini, który wykorzystał kiks Alexa i po kontrze strzelił na 1:3. Brocchi wpuścił najpierw Luiza Adriano, a potem Antonellego. Luca miał wejście smoka, bo już minutę później zdobył bramkę efektownymi nożycami i mógł zaprezentować „kołyskę” na cześć swojej nowo narodzonej córki. Milan do końca szukał wyrównującego gola i znalazł go w 92’ po rzucie karnym wykorzystanym przez rezerwowego Meneza. Publiczność oszalała z radości, bo choć graliśmy z beniaminkiem i już praktycznie spadkowiczem, to jednak remis 3:3 smakuje znacznie lepiej, gdy odrabia się dwubramkową stratę, niż gdy traci się prowadzenie. I pomyśleć, że byliśmy o krok od zbiorowej euforii, gdy w ostatniej akcji meczu Balotelli trafił w poprzeczkę.

Opuściliśmy trybuny i poszliśmy wprost pod wejście do „Club Autoritá”, gdzie czekał już na nas Vincenzo z AIMC. Wprowadził nas w rejony stadionu, do których dostęp mają tylko posiadacze najdroższych karnetów i zaprowadził do wspomnianego wcześniej pokoju 124. „Będziecie mieli małą widownię” – stwierdził po szybkim sprawdzeniu sytuacji. W środku była kilkunastoosobowa grupka, składająca się głównie z młodych fanów i ich rodziców. Po chwili do sali wszedł Giacomo Bonaventura i nastąpiła scena opisana we wstępie. Jack był bardzo dyspozycyjny i nie gwiazdorzył. Z cierpliwością i uśmiechem na twarzy pozował do zdjęć i podpisywał przyniesione przez nas pamiątki. Na koniec zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcia z koszulką, na której Bonaventura napisał krótkie podziękowania dla Milan Club Polonia. Choć w sali była grupka gapiów, pracownicy klubu zadbali, abyśmy mieli Giacomo tylko dla siebie. Jedyny wyjątek zrobiono dla niepełnosprawnego malca, do którego piłkarz podszedł z własnej inicjatywy. Cała reszta mogła się tylko przyglądać.

Pożegnaliśmy się z Jackiem, który natychmiast zniknął za drzwiami, a za nim podążyli pracownicy klubu. Vincenzo poinformował nas, że możemy zostać w pokoju tak długo, jak będziemy mieli ochotę i też się ulotnił. My zaś zdaliśmy sobie sprawę z tego, że każdy medal ma dwie strony. Podczas gdy my byliśmy zajęci Bonaventurą, nasza „widownia” ustawiła się na strategicznych pozycjach, czyli tuż przy okienku łączącym pokój numer 124 z korytarzem prowadzącym do podziemnego parkingu. Właśnie tą drogą piłkarze przechodzili po wyjściu z szatni. Bez szans na przebicie się do okienka, obserwowaliśmy zachowanie poszczególnych zawodników. Starsi, bardziej rutynowani gracze powtarzali ten sam schemat: uśmiech, kilka autografów, parę „selfie” i już ich nie było. Młodsi i mniej doświadczeni zawodnicy zostawali dłużej, przez co wydawali się znacznie milsi.

Były też wyjątki. Romagnoli przeszedł wolnym krokiem, ostentacyjnie ignorując wszystkich, a Diego Lopez dał autograf jednemu dziecku, ale rzucał przy tym wręcz mordercze spojrzenia. Na drugim biegunie był Mexes, który z entuzjazmem pozował do kolejnych zdjęć i stroił głupie miny. Sporym zaskoczeniem był też Balotelli, który sprawiał wrażenie wyraźnie speszonego, a roześmiał się dopiero wtedy, gdy stojący przede mną dzieciak dotknął go w nażelowaną czuprynę. Po przejściu Mario w sali zrobiło się znacznie luźniej, bo – jak się okazało – część osób przyszła tu specjalnie dla niego. Wtedy już mogliśmy dość swobodnie podejść do okienka. Stamtąd mieliśmy również okazję obserwować ustawioną przy samym wejściu do parkingu grupę japońskich dzieci. Młodzi Azjaci korzystali z dobrych miejscówek aż do przesady: robili sobie zdjęcia z każdym, kto przechodził – również z sędziami liniowymi i rozbawionymi takim obrotem sprawy członkami sztabu medycznego Frosinone. W pewnym momencie do sali weszła niewysoka pani z klubowym identyfikatorem i poinformowała, że musi już zamykać. Jakaś młoda mama zaprotestowała i upierała się, że jeszcze nie przechodził Montolivo, ale ktoś zasugerował, że kapitan Milanu prawdopodobnie został wylosowany do badań antydopingowych i zawiedziona fanka poddała się. Po wyjściu z pokoju okazało się, że czekał tam na nas Vincenzo. Odprowadził nas do wyjścia i na pożegnanie po raz kolejny przypomniał, że AIMC liczy na zdjęcia z ceremonii.

Opuściliśmy San Siro i udaliśmy się do metra, którym przemieściliśmy się na stację Portello. Cel był oczywisty – Casa Milan. Kamil, który już wcześniej miał okazję zwiedzić nową siedzibę rossonerich, postanowił zrezygnować z tej części programu i udał się do hotelu, by pozbyć się ciężkiego plecaka. Umówiliśmy się, że spotkamy się z nim później w centrum, po czym skierowaliśmy się w stronę Museo Mondo Milan. Nie zdecydowaliśmy się jednak na zwiedzanie, gdyż miła pani z recepcji uczciwie przyznała, że do zamknięcia zostało zbyt mało czasu, by choć w połowie skorzystać z tego, co czerwono-czarne muzeum oferuje zwiedzającym. Potraktowaliśmy to jako dobry pretekst do kolejnej wizyty w Mediolanie i udaliśmy się do klubowego sklepu. Zabawiliśmy tam aż za długo: po dotarciu do metra okazało się, że piąta linia została już zamknięta, bo akurat na ten wieczór zaplanowano tam prace serwisowe. Musieliśmy więc przespacerować z naszymi tobołami z powrotem w okolice San Siro.

Po dotarciu do hotelu stwierdziliśmy, że mamy dość spacerów. Pożegnaliśmy się telefonicznie z Kamilem, którego we wczesny poniedziałkowy poranek czekała podróż do Bergamo. Centrum Mediolanu podbijemy innym razem –być może przy okazji wręczania nagrody Piłkarzowi Roku 2016…

Relacja:
TomekW

Partnerzy MCP
ACMilan.PLACMilan24.comKoszulki piłkarskie
  | MILAN CLUB POLONIA - STRONA GŁÓWNA | O FANKLUBIE | AKTUALNOŚCI | WYJAZDY MCP | ZLOTY MCP | GADŻETY MCP | KONTAKT | statystyka